18 czerwca 2011


Dzisiejszy dzień można było określić jednym słowem: LEJE. Burza mózgów co robimy: pakujemy majdan i ruszamy dalej w poszukiwaniu lepszej pogody, czy czekamy. Postanowiliśmy przeczekać: przed nami najbardziej widowiskowa część Alp, chcemy przejechać przez najwyższą przejezdną przełęcz - fajnie byłoby to zrobić przy dobrej pogodzie i dobrej widoczności.
Siedzieliśmy więc w namiocie wypatrując najmniejszych oznak przejaśnienia. Chłopcom  kończyły się totalnie pomysły co z sobą robić (było już opowiadanie bajek, przeglądanie książki o maszynach, zadawanie zagadek, spuszczanie sobie na głowy wody, która zbierała się na tropiku od namiotu, spanie)
Około 14.30 zaczęło się ciut przejaśniać. Z ulgą opuściliśmy namiot.  Postanowiliśmy zrealizować choć połowicznie nasz plan na ten dzień - i podjechać samochodem tam, gdzie mieliśmy wjechać na rowerach. Niestety - powyżej 2 tys metrów dalej zalegały chmury, więc jechaliśmy we mgle. Na koniec dojechaliśmy do miasteczka - widmo. Zimą niewątpliwie jest to kurort tętniący życiem - teraz wszystko zamarło. Wrażenie potęgowała jeszcze mgła. Zastygłe wyciągi narciarskie, hotele bez śladu życia, zamknięte sklepy, kawiarnie, restauracje. Wszystko skąpane w mokrej mgle - niesamowite wrażenie, niczym z filmów grozy.
 Zjechaliśmy na dół i tym razem na piechotę poszliśmy na spacer do miasteczka. Wyjaśniła się tajemnica, czemu średnia wieku kempingowiczów jest bardzo emerytalna: miejscowość ta to uzdrowisko i młodych ludzi było jak na lekarstwo, większość kuracjuszy to byli własnie starsi ludzie.





Miasto - widmo





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz