17 czerwca 2011


Poranek był sliczny -  błękitne niebo z nielicznymi białymi chmurami. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku Francji. Niestety im bliżej było popołudnia, im głębiej wjeżdżaliśmy w góry - tym pogoda stawała się gorsza. Tuż przed Chamonix zaczęło kropić a potem było już tylko gorzej.  Przez Chamonix przejechaliśmy w strugach deszczu - więc z planowanego wczesniej postoju i krótkiego zwiedzania wyszły nici. Ogromny, robiący niesamowite wrażenie lodowiec - obejrzeliśmy tylko z okien samochodu.
Zatrzymaliśmy się również przy pierwszym napotkanym supermarkecie i uzupełniliśmy zapasy jedzenia. Wszystko wydawało nam się takie tanie :)))
Wieczorem dojechaliśmy do campingu w miejscowości Brides-les-Bains. Nie padało - co dało nam trochę nadziei na rowerową wycieczkę następnego dnia. Co prawda pani obsługująca campem powiedziała, że poprawa pogoda ma być od niedzieli - ale nie straciliśmy nadziei. Jesteśmy w bardzo fajnej części Alp - ponad nami najwyższe w Europie przejezdne przełęcze - musi się udać!

Lodowiec nad naszym kampingiem


A tu zbliżenie


W Szwajcarii, o czym mało kto wie jest wiele winnic i produkuje się sporo wina

Lodowiec w Chamonix. Jego jęzor schodzi aż w pobliże szosy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz