Rano obudził nas deszcz. Z miejsca przypomniało mi się, że na zewnątrz zostały wszystkie nasze ręczniki, prawie suche majtki chłopaków. Tibor odkrył, że przyczepka rowerowa zostawiona na zewnątrz nie miała zaciągnietej folii przeciwdeszczowej, a przez otwarte okienko w przedsionku nalała nam się woda do butów ;)
Cóż - opanowaliśmy katastrofę, spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę w kierunku Interlaken, w nadziei na poprawę pogody. Tego dnia ta nas jednak nie oszczędzała - oszczędzając nam za to niewątpliwie wspaniałych alpejskich widoków. Prawie wszystkie szczyty niknęły w chmurach i zobaczyliśmy ułamek ułamka tego, co pewnie można podziwiać przy dobrej pogodzie. Mieliśmy po drodze przygodę z alpejskimi krowami, które zaanektowały całą drogę, a na nasz widok i trąbienie reagowały z obojtnym zaciekawieniem. Wieczorem zameldowaliśmy się na nastepnym campie, z widokiem na szczyt Jungfrau i lodowiec. Jutro chcemy podjechać pod Eiger i na własne oczy zobaczyć jego słynną północną ścianę.
Zwijanie naszego obozowiska
To jeden z lepszych widoków na jaki pozwoliły nam chmury
Bliskie spotkanie z alpejską krową
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz